Lucyna Kulińska
Kraków
POMOC UDZIELANA PRZEZ RODAKÓW OFIAROM UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA NA WOŁYNIU, POLESIU I W MAŁOPOLSCE WSCHODNIEJ W LATACH 1943-1944
Na fali antypolskich kampanii prowadzonych od wielu lat w kraju i za granicą pojawił się w literaturze stereotyp Polaka - człowieka samolubnego, który podczas ostatniej wojny okazał się niezdolny do współczucia i pomocy bliźniemu, nawet własnym rodakom. Stereotyp ten był i niestety jest wykorzystywany głównie przez mniejszości narodowe i naszych wrogów, którzy obciążając Polaków wyimaginowanymi winami, pragną uniknąć rozliczenia własnych zbrodni i przewinień. W pierwszej kolejności myślę tu o Ukraińcach, ale też o Żydach - którzy wszelkimi siłami starają się pomniejszać cierpienia Polaków i posuwają się nawet do obciążania polskiego społeczeństwa winą za wszelkie możliwe niegodziwości. Mimo niepodważalnych dowodów na kłamliwość owych oskarżeń, zawartych we wszelkiego rodzaju źródłach historycznych, kampanie oszczercze nie milkną...
Dlaczego stajemy się bezbronni wobec oszczerstw i zarzutów o brak empatii Polaków? Okazuje się, że tematy ukazujące rozmiary strat POLSKICH, heroiczne postawy w chwilach cierpienia i zagrożenia nie są niemal w ogóle podejmowane. To pomaga triumfować kłamstwu!
Jednym z takich nieprzebadanych należycie źródłowo obszarów jest kwestia pomocy ofiarom ukraińskiego ludobójstwa, które dotknęło polską ludność zamieszkującą województwa południowo-wschodnie II RP.
Pomoc rodaków z pozostałych rejonów naszego kraju dla Kresowian stała się wielkim probierzem solidarności narodowej wobec kolejnego, niespodziewanego nieszczęścia narodowego. Akcja ta realizowana była u schyłku wojny: przesuwały się fronty, Niemcy prowadzili ewakuację przed zbliżającą się Armią Czerwoną, przy okazji dokonując licznych pacyfikacji i mordów na ludności polskiej.
Organizowanie jakiejkolwiek pomocy poszkodowanym było dla zwykłej ludności aktem niemal heroicznym. Okupacja niemiecka pozbawiła ludzi podstawowych środków do życia, pozostawiając ich na granicy egzystencji. Bieda i głód wywołane ściąganiem drakońskich kontyngentów i okradaniem ludności, stałe represje, wywożenie na roboty do Niemiec młodych, silnych ludzi, zbliżający się front - wszystkie te czynniki powodowały, że z uciekinierami-ofiarami praktycznie nie było się czym dzielić.
Mimo to udało się Polakom przeprowadzić akcj ę pomocową na wielką skalę, dzięki której ocalono życie dziesiątkom tysięcy niedoszłych ofiar mordów, zamieszkujących dawne województwa południowo-wschodnie. Zasługuje ona na szczegółowe zbadanie, rozpropagowanie i uhonorowanie.
W tekście tym chciałabym podzielić się z Państwem jedynie wybranymi informacjami uzyskanymi w wyniku kwerend archiwalnych. Prezentowane zagadnienie wymaga niewątpliwie osobnej monografii i miejsca w polskich dziejach.
***
Jak się wydaje, nikt nie przewidział, że u schyłku wojny Polaków czeka tak wielka próba, jak zorganizowanie akcji pomocowej dla dziesiątek tysięcy wypędzonych z Kresów ofiar nacjonalistów ukraińskich. Rozpoczęte na masową skalę w roku 1943 na Wołyniu ludobójstwo trwało następnie niemal cały rok 1944, mimo zmiany okupanta1. Miało
1 W tekście tym ze względu na bazę źródłową - materiały Rady Głównej Opiekuńczej - musimy ograniczyć się do zarejestrowanych przez tę organizację uciekinierów i podawane przez nią szacunki. Tymczasem po przejściu frontu sowieckiego w trzech województwach południowo-wschodnich (tarnopolskim, stanisławowskim i lwowskim) fala mordów ukraińskich wzmogła się na nowo, przy czym dotknęła już niemal zupełnie bezbronne polskie kobiety, dzieci i starców, bo Rosjanie zdolnych do noszenia broni mężczyzn zabrali do wojska. Ich dramat polegał na tym, że kiedy oni bili się o Berlin, ich rodziny traciły życie z rąk band UPA. Mordy trwały na tym terenie jeszcze do roku 1946, a miejscami nawet dłużej. Oczywiście o tym etapie zbrodni ludobójstwa nie ma w dokumentach RGO żadnego śladu - wówczas organizacja ta już nie istniała. Trzeba to jednak brać pod uwagę przy liczeniu
na celu eksterminację albo wypędzenie ludności polskiej z Wołynia, Polesia, niektórych powiatów Lubelszczyzny i Małopolski Wschodniej. Licząca dziesiątki, a potem setki tysięcy osób fala wycieńczonych, rannych, pozbawionych wszelkiego dobytku uchodźców zalała wschodnie i południowe dystrykty Generalnej Guberni i to tuż przed zbliżającym się frontem. Ucieczka, a co za tym idzie akcja pomocy, miała dwa etapy: pierwszy, zapoczątkowany tzw. rzeziami wołyńskimi w roku 1943, kiedy spora część ocalałych Polaków, mieszkańców Wołynia, chroniła się na terenie Polesia, Lubelszczyzny (docierając nawet do Warszawy) i w Małopolsce Wschodniej2, i drugi, związany z eksterminacją zamieszkującej Małopolskę Wschodnią3 polskiej ludności wiejskiej, która począwszy od stycznia 1944 roku na skalę masową uciekała do większych miast, a następnie na teren Małopolski Zachodniej.
Organizowania pomocy dla ofiar podjęła się wielka rzesza ludzi dobrej woli, kierowana głównie przez pracowników i ochotników związanych z organizacją Rada Główna Opiekuńcza4 i podlegającymi jej Polskimi Komitetami Opiekuńczymi w całym okupowanym kraju. Był to też wyścig z czasem, bowiem uciekinierów Niemcy masowo wywozili na roboty przymusowe5, nie zapewniając im, jak się wkrótce okazało, elementarnych warunków do życia i narażając ich na głód, chłód, pracę ponad siły i stałe bombardowania dokonywane wówczas przez aliantów.
Zdecydowana większość osób związanych z RGO i Polskimi Komitetami Opiekuńczymi pracowała równocześnie czynnie na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego, znajdowała się w jego strukturach i była narażona na nieustanne represje ze strony władz niemieckich. Aresztowania wynikały głównie z denuncjacji Ukraińców. Była to więc praca bardzo wysokiego ryzyka...
Przeglądając teczki RGO w Archiwum Akt Nowych w Warszawie i Archiwum Miasta Krakowa, byłam zaskoczona faktem, jak wiele osób pracujących w tej organizacji Niemcy aresztowali i prześladowali. Duża część z nich trafiła do obozów koncentracyjnych, w tym do Oświęcimia. Jako badacz czasów okupacji muszę w tym miejscu
2
3
4
5
polskich ofiar ludobójstwa. RGO i jej pracownicy pozostawili wiele szacunków, które jednak owych późniejszych ofiar nie uwzględniały.
Głównym kierunkiem były miasta Lwów i Stanisławów.
Czyli dawnych województw lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego.
Rada Główna Opiekuńcza to organizacja działająca w czasie II wojny światowej na rzecz pomocy ludności polskiej pod okupacją niemiecką.
Tak postąpiono na skalę masową z uciekinierami z Wołynia, stało się to więc ostrzeżeniem dla ofiar mordów w Małopolsce. Znalezienie na polskiej prowincji miejsc dla rodzin ofiar było zatem nie lada wyzwaniem.
podkreślić, że do tego obozu przez cały czas okupacji hitlerowskiej trafiał kwiat patriotów z polskiego podziemia, szczególnie z organizacji narodowych. Ludzie ci - najczęściej młodzi - zostali tam zamęczeni. O tym nie wolno zapominać. Dzisiaj „blok polski” jest wyłączony ze zwiedzania - oddaliśmy naszych bohaterów niepamięci... WSTYD!
Najlepszym przykładem czynnej pracy w RGO i polskim podziemiu była hrabina Lanckorońska, która aresztowana przez Niemców, ledwie uszła z życiem. W dniu 11 listopada 1943 roku pod zarzutem organizowania powstania i obchodów rocznicy narodowej policja ukraińska aresztowała działaczy PolKO z Kopyczyniec: Antoniego Orłowskiego, Mariana Reiche i Franciszka Szewczyńskiego. Stanowili oni równocześnie trzon władz konspiracyjnych powiatu kopyczyńskiego6. To jedynie dwa smutne przykłady spośród wielu.
Prowadzenie zorganizowanej akcji udzielania pomocy ludności polskiej stało się jednym z naczelnych zadań RGO i PolKO, a następnie polskiego podziemia i reszty rodaków. Od wiosny 1943 roku eksterminowana ludność wiejska Wołynia chroniła się do pobliskich miasteczek i miast. Latem i jesienią tegoż roku terror ukraiński osiągnął niesłychane wręcz rozmiary - płonęły całe wsie, a ludność polską, nie szczędząc kobiet, dzieci i starców, mordowano w bestialski sposób; wśród Polaków wybuchła panika. Interwencje u władz niemieckich, które wyraźnie sprzyjały Ukraińcom, najczęściej nie odnosiły żadnego skutku. W tej rozpaczliwej sytuacji część Polaków skupiła się w wybranych wsiach, gdzie tworzyła samoobrony i odpierała ataki. Nie wszystkie dały jednak ocalenie zgromadzonym. Część samoobron została pokonana, a skupioną tam ludność - wymordowano. Uciekający do miast stanęli przed innym problemem - głodu. Miasta były przepełnione, a każda próba powrotu po pozostawioną w gospodarstwach żywność kończyła się tragicznie - okrutnym mordowaniem śmiałków. Do tego organizacje ukraińskie zakazywały gospodarzom ukraińskim sprzedawania jedzenia Polakom w miastach, grożąc represjami. Zdarzały się wprawdzie przypadki udzielania pomocy Polakom przez ich sąsiadów Ukraińców, ale odbywało się to najczęściej w stosunku do krewnych lub powinowatych i wiązało z ryzykiem utraty życia, gdyż ze strony band za taką pomoc groziła śmierć. Ostatnio podnoszą się głosy, aby owych odważnych ludzi uhonorować. Niestety, zbyt duże wpływy pogrobowców OUN-UPA na Ukrainie powodują, że akcja ta budzi obawy rodzin samych zainteresowanych.
6 J. J. Szewczyński, Nasze Kopyczyńce, Malbork 1995, s. 85.
Z tej strasznej sytuacji zyski czerpali w dużej mierze Niemcy; teren był „oczyszczany” z niechcianej ludności polskiej, a zdesperowanych Polaków łatwo można było masowo wywozić na roboty do Niemiec. Niemcy podstawiali więc pociągi ewakuacyjne (tak było np. w rejonie Rawy Ruskiej). Równocześnie wydali oświadczenie, że nie odpowiadają za bezpieczeństwo osób, które pozostaną. We Lwowie i w Przemyślu dla uciekinierów zorganizowano obozy przejściowe, które w świetle zachowanej korespondencji RGO bardziej przypominały obozy koncentracyjne niż ratunkowe. Ci, którzy chcieli uniknąć przymusowego wywiezienia, przekraczali granice Generalnej Guberni. Często byli jednak zawracani przez ukraińską policję. Masy uchodźców pieszo i furmankami płynęły w dwóch kierunkach: w kierunku zachodnim - na Chełm, Lublin i Warszawę, rozpraszając się w centralnej Polsce, i w kierunku południowym - na Lwów i Przemyśl, w stronę Małopolski Zachodniej. Większość tych ludzi była w położeniu wręcz katastrofalnym.
RGO i PolKO, jak i duża część polskiej społeczności miast, skupiły się na akcji udzielania pomocy uciekinierom, wśród których pełno było rannych i chorych, półnagich i bosych, sierot i rodziców poszukujących swych zagubionych dzieci. Przede wszystkim trzeba było ich nakarmić. Chłopi polscy na Kresach najczęściej do ostatniej chwili trzymali się kurczowo swego dobytku i opuszczali go dopiero wtedy, gdy było już za późno na jakąkolwiek sensowną i zorganizowaną ewakuację. Zwykle z pożogi nie udawało im się ocalić dosłownie nic. Zresztą nawet wtedy, gdy cokolwiek uratowali, musieli to porzucać, bo inaczej nie przeżyliby tak długiej drogi w terenie opanowanym przez zorganizowane bandy napastników. Dlatego przybywający z Wołynia uchodźcy byli kompletnymi nędzarzami. Bezpieczniej mogli poczuć się dopiero w większych miastach województwa lwowskiego, a zwłaszcza w samym Lwowie, do którego kierowała się większość z nich. Dopiero tam mieli czas na wytchnienie i ochłonięcie z przerażenia. Mogli liczyć na pomoc ze strony mieszkańców, którzy wielu przygarniali pod swój dach, ale nie byli w stanie ich karmić, leczyć ani ubrać.
8 września 1943 roku nadszedł do Krakowa wstrząsający raport z PolKO w Chełmie7. Donoszono w nim, że w niedzielę, 29 sierpnia 1943 roku, w godzinach nocnych i wczesnym rankiem w powiatach kowelskim, włodzimierskim i lubomelskim dokonano mordów na bezbronnej ludności polskiej. Najbardziej ucierpiała ludność polska w powiecie lubomelskim. Według relacji uchodźców akcja miała przebieg następujący: bandy uzbrojone w broń maszynową i ręczną okrążały poszczególne miejscowości
7
1943, 8 września - Raport PolKO w Chełmie dotyczący uchodźców z Wołynia, AAN, 1049, s. 151-153.
i oświetlały rakietami, a ludność ukraińska z sąsiednich wsi, uzbrojona w siekiery, widły, łopaty, kosy i sierpy, napadała na poszczególne domy, w grupach po kilka lub kilkanaście osób, i mordowała śpiących domowników. Po dokonaniu mordu i wrzuceniu na wpół zabitych do studni, podpalano zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Zaledwie mały procent ludności zdołał ujść z życiem i przedostać się na teren Lubelszczyzny. Ponieważ mord miał miejsce nocą i w godzinach wczesnorannych, osoby, którym udało się ujść z życiem, przybyły bez ubrań i obuwia.
Wśród przybywających znajdowało się wiele sierot, których rodzice zostali zamordowani lub rozproszeni i nie było wiadomo, gdzie ich szukać. Sieroty oddawano ludziom dobrej woli na wychowanie. Przybywało też rannych. Według relacji uchodźców z ostatnich dni września, ludność polska czuła się w pewnym stopniu bezpieczna jedynie w większych miasteczkach, jak Kowel, Luboml itd. Najwięcej uchodźców przybyło z powiatów: lubomelskiego, kowelskiego i włodzimierskiego.
Największą troską Komitetu było rozlokowanie tych ludzi w mieście. Przy ogromnych trudnościach mieszkaniowych w Chełmie, niezależnych od napływu uchodźców, przybywającym oddano dwie sale i strychy w schronisku, co nie zaspokajało nawet w części potrzeb chwili. Cała masa rodzin znalazła się bez dachu nad głową. Biorąc tę ciężką sytuację pod uwagę, Komitet zwrócił się do władz z prośbą o przydział baraków w obozie jeńców, gdzie ludność mogłaby znaleźć chwilowy przytułek. Władze przeznaczyły na ten cel najpierw barak przy ulicy Kolejowej, później kilka sal w szkole polskiej, w końcu kilka baraków przy ulicy Lwowskiej. 15 września obóz uchodźców został zwinięty. Informacji i pierwszej pomocy przyjeżdżającym koleją udzielała chełmska placówka PolKO na dworcu kolejowym, która przy pomocy wozu konnego Komitetu i innych oddawanych przez różne instytucje do jej dyspozycji ułatwiała przewóz bagaży uchodźców do miejsc chwilowego postoju. Placówka ta przekształciła się z czasem w stały punkt, który udzielał pomocy nie tylko przyjeżdżającym do Chełma, ale i transportom jadącym w głąb Generalnej Guberni (Lublin). We dnie i w nocy wydawano przejeżdżającym chleb i kawę.
Drugim najtrudniejszym problemem do rozwiązania była sprawa rozlokowania i zatrudnienia na stałe wypędzonych. Sprawa ta przekraczała już kompetencje Polskiego Komitetu Opiekuńczego, wywoływała też konflikty z pracownikami Urzędu Pracy, mieszczącego się w jednym z baraków. Po kilku konferencjach z władzami powiatowymi i szefem Urzędu Pracy ustalono pewne zasady, na podstawie których odbywał się przydział uchodźców do pracy. Dostawali oni zatrudnienie w instytucjach państwowych, Liegenschaftach, w większych firmach prywatnych i majątkach. Starano się nie rozdzielać rodzin. W ciągu całego okresu zasada ta była honorowana.
Niezdolnych do pracy z powodu podeszłego wieku Komitet umieścił w domu starców na Nowinach (12 osób). Dzieci bez rodziców i sieroty zamieszkały w sierocińcu. Ich liczba wahała się w dosyć szerokich granicach, ponieważ niektóre dzieci odnajdywały rodziców bądź bliższych krewnych, którzy roztaczali nad nimi opiekę. Nie przekroczyła jednak 16 osób.
Znaczna część rodzin znalazła pracę. W ciągu września Urząd Pracy zatrudnił 952 osoby. Liczba ta obejmuje również dzieci będące pod opieką zatrudnionych rodziców. Po zlikwidowaniu obozu dwóch pracowników Urzędu przyjmowało uchodźców w Komitecie i przydzielało im pracę.
Na tym tle powstał konflikt pomiędzy Komitetem a pracownikami Urzędu Pracy. Warunki pracy zatrudnionych były zróżnicowane. W niektórych majątkach i firmach bardzo ciężkie. W takich przypadkach Komitet starał się ulżyć poprzez interwencję bądź to u odpowiednich władz, bądź w miejscu pracy. Niezależnie od tego niektórzy uchodźcy przybycie do Chełma traktowali jako jeden z etapów dalszej podróży do swoich rodzin, w głąb Generalnej Guberni. Dzięki zabiegom Komitetu u władz starostwa osoby te uzyskiwały przepustki na jazdę koleją i furmankami. Pod koniec miesiąca Urząd Pracy zaczął robić zastrzeżenia co do wyjazdu osób zdolnych do pracy. Z tego też względu wydawanie przepustek uległo czasowemu przerwaniu. Inną przyczyną mogła być nowa fala uciekinierów w Chełmie i związane z tym trudności administracyjne.
Pożywienie wydawały: kuchnia schroniska, kuchnia ludowa, która do połowy miesiąca czynna była w barakach, kuchnia parowozowni i kuchnia kolejowa.
Tak duży wkład pomocy Komitetu byłby niemożliwy do zrealizowania, gdyby społeczeństwo polskie nie przyszło z pomocą. Pojawiły się wpływy z dobrowolnych ofiar, a także żywność i towary tekstylne: odzież wierzchnia, bielizna, obuwie, pościel, materiały opałowe. Niezależnie od tego ludność bezpośrednio obdarowywała uchodźców odzieżą i żywnością. Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa „Rolnik”, Spółdzielnia Spożywców oraz Związek Spożywców „Społem” zgłosiły swoich pracowników na dyżury na stacji kolejowej i w obozie dla uchodźców. „Rolnik”, straż ogniowa i w mniejszym zakresie „Społem” oddawały swoje furmanki i platformę („Rolnik”) do dyspozycji Komitetu w celu przewożenia bagaży ze stacji do Komitetu i obozu uchodźców.
Zarząd Miejski zebrał od mieszkańców miasta kilkanaście fur słomy na potrzeby obozu. Miejscowe panie ofiarowały swoją współpracę w czasie dyżurów, zbiórek pieniędzy i odzieży. Lekarze współpracujący z Komitetem przyjmowali bezpłatnie chorych: dr Bolesław Malinowski - wiceprezes PolKO, dr Żarnowski, dr Piotr Gniaz-
dowski, dr Teofil Gniazdowski, dr Przyłęcki, dr Neyman, dr Sikorski, dr Maksymczuk, dr Herder, dr Kulesza, dr Falkowski.
Pomoc i pieniądze ze strony społeczeństwa dla Polskiego Państwa Podziemnego przekazywane były różnymi drogami do RGO. Jednym z głównych kanałów był Komitet Ziem Wschodnich działający we Lwowie8, który powołał analogicznie do RGO specjalne zespoły tzw. Akcji Wołyńskiej.
Jednym z punktów etapowych na drodze uchodźców z Wołynia, a potem Małopolski Wschodniej do Niemiec był wielki obóz przejściowy w Przemyślu-Bakończycach9. Pozostawał on pod zarządem Urzędu Pracy. Od maja 1943 roku przez obóz przechodziły transporty ludności. Była to ludność wiejska, która wskutek mordów ukraińskich musiała opuścić swe siedziby i schroniła się w miastach wołyńskich, stamtąd zaś jako „dobrowolnie zgłaszająca się” była kierowana na roboty do Rzeszy. Transporty Wołyniaków kierowane przez Przemyśl wysyłano ze stacji zbiorowej (Sammellager) w Równem. PolKO w Przemyślu nie miało jeszcze wówczas dokładnej ewidencji, nie tylko imiennej, ale nawet liczbowej, ludności wysyłanej do Rzeszy. Ustalono jednak, że do końca lipca przeszło przez Bakończyce ok. 25 transportów różnej wielkości; liczbę przewiezionej w nich ludności szacuje się na 10 000 do 13 000 osób. Były tam rodziny wraz z dziećmi, przy czym dzieci stanowiły ok. 30% ogółu10.
8 Na czele Komitetu Wołyńskiego KZW stanęli: ks. Adolf Jarosiewicz, red. Koziarski z Krzemieńca i Stanisław Nowotyński z Łucka. Ich praca rozpoczęła się zimą 1943. Zorganizowali łączność z Delegaturą Rządu dla Ziem Południowo-Wschodnich, nawiązali współpracę z Radą Główną Opiekuńczą. Przystąpili wraz ze zwerbowanymi ochotnikami do organizacji lokali dla uchodźców, opieki nad rannymi i chorymi. Chodziło również o sprawdzenie na miejscu wiarygodności zeznań ofiar i zbadanie możliwości koncentrowania ludności polskiej w obronne obozy. W imieniu uchodźców KZW wyjednywał u władz podziemnych środki na doraźne lub czasowe zaopatrzenie potrzebujących pomocy i przekazywał większe sumy do RGO, co umożliwiało zakup, na tzw. pasku, lekarstw (dla rannych i chorych, których wprawdzie w ciężkich przypadkach do szpitali przyjmowano, ale nie leczono z braku medykamentów), żywności, odzieży, biletów na dalszą podróż itp. Dzięki zorganizowaniu terenowych ogniw i współpracy z prowincjonalnymi oddziałami RGO umożliwiał docieranie zasiłków do uchodźców, którzy schronili się w innych miastach, nawet poza województwem lwowskim, jako konspiracyjna i poświęcona bez reszty tym sprawom komórka - mógł działać sprawnie i zapobiegać na czas wielu nieszczęściom.
9 Notatka o transportach Wołyniaków w obozie przejściowym w Przemyślu-Bakończycach z dnia 5 sierpnia 1943, AAN, 1049, s. 112.
10 Ibidem.
Ludność przywiezioną transportami segregowano w Przemyślu na zdolnych i niezdolnych do pracy. Odsetek zakwalifikowanych jako zdolnych sięgał 90%. Wielkie obawy pracowników RGO budził los dzieci trafiających w ten sposób do Niemiec11.
Niezdolnych do pracy umieszczano w sąsiednim obozie. Opiekowało się nimi PolKO przemyskie. Dostarczało, zwłaszcza dzieciom, żywności, udzielało zapomóg gotówkowych i - co najważniejsze - kierowało ich indywidualnie do różnych miejscowości na terenie Generalnej Guberni. Niestety, 31 lipca wyszedł zakaz indywidualnych wyjazdów i pomocy świadczonej w tych wyjazdach przez Komitet. Być może przyczyną zakazu był fakt osiedlania się niektórych Wołyniaków w Lubelskiem i w tych częściach Radomskiego, gdzie na skutek interwencji UCK planowano jedynie osadnictwo niemieckie i ukraińskie.
W rozmowach ze starostwem RGO domagała się od Niemców specjalnego traktowania uchodźców z Wołynia, udostępnienia RGO opieki nad nimi przez stworzenie osobnego przejściowego obozu na Lipownicy (dla zwolnionych od obowiązku pracy w Rzeszy). Ponadto domagała się zmiany decyzji o wysyłce na roboty dzieci polskich od 10 roku życia, zakwalifikowanych jako zdolnych do pracy. Przytoczyła dramatyczne przykłady odsyłania niezdolnych do pracy z powrotem na Wołyń, gdzie byli oni mordowani przez nacjonalistów ukraińskich, i poruszyła kwestie niemieckich zakazów osiedlania się Polaków na Podkarpaciu. Dzięki negocjacjom uzyskała zgodę na zwiedzenie obu obozów przemyskich, tj. Durchgangslager w Bakończycach i Ruckkehrlager, znajdującego się w kompleksie obozu jeńców wojennych pod zarządem wojskowym. Stwierdzono, że większość przebywających tam stanowią Wołyniacy z okolic Równego i Krzemieńca. W odchodzącym transporcie uderzała znaczna liczba dzieci. Były w nim rodziny mające po pięcioro dzieci. Kierowano je do gospodarstw rolnych na całym terenie Rzeszy, Pomorza, Westfalii, Nadrenii, Bawarii i Austrii. Uchodźcy skarżyli się na brak słomy (leżeli na gołych pryczach), na pluskwy, wszy i kiepski wikt dla dzieci, zwłaszcza młodszych. Ludzie ci stanowili - jak raportował Konopka - głównie wołyńską inteligencję, narodowo uświadomioną. W Ruckkehrlager, obozie pod zarządem wojskowym, zastał 236 osób narodowości polskiej, w tym 56 dzieci w wieku poniżej 10 lat, które miały być z powrotem odesłane na Wołyń. Uzyskał obietnicę, że odjazd tej grupy zostanie powstrzymany do czasu rozpatrzenia interwencji RGO. W obozie tym uniemożliwiono mu kontakt z internowanymi. Na zakończenie Konopka uzyskał dane statystyczne, z których wynikało, że w przeciągu ostatnich 6-8 tygodni trans-
11 Były to obawy ze wszech miar uzasadnione, bo dzieci, jako niezdolne do pracy, nie dostawały przydziałów żywności i mimo wysiłków dorosłych członków rodzin najczęściej cierpiały głód.
porty uchodźców z Wołynia przechodzące przez Przemyśl objęły ok. 20 000 osób, przeważnie z okolic Równego i początkowo (nielicznie) z Krzemieńca.
Płynące nieustannie transporty uchodźców spowodowały, że RGO przystąpiła do organizowania akcji pomocowej. W jaki sposób była ona realizowana, dowiadujemy się z zachowanych dokumentów. Dzięki nim wiemy też, że już od połowy sierpnia podjęto działania organizacyjne, a 21 sierpnia odbyła się konferencja władz RGO w Krakowie w tej sprawie12. Uczestniczyli w niej przedstawiciele Wydziału IV RGO, Polskiego Komitetu Opiekuńczego Krakowa-miasta i powiatu, sekcji charytatywnej oraz zastępcy doradcy RGO na okręg krakowski. Na konferencji zadecydowano
0 utworzeniu w ramach działalności Wydziału IV RGO specjalnego referatu opieki nad uchodźcami, którego zadania polegałyby na: przyjmowaniu wiadomości o uchodźcach, ich ewidencjonowaniu (oraz ich potrzeb, rodzaju opieki itp.), kierowaniu ich do schronisk w celu zapewnienia przejściowej opieki, ewentualnym udzielaniu pomocy w dalszej podróży. Postanowiono uprosić Zgromadzenie Braci Albertynów i Sióstr Albertynek o przyjmowanie podopiecznych na czas przejściowego pobytu w Krakowie do ich domów opiekuńczych przy ulicy Krakowskiej. W związku z tym upoważniono sekcję charytatywną do udzielenia w tymże miejscu wszelkiej pomocy wchodzącej w zakres przejściowej opieki. Przejezdni mieli otrzymywać pożywienie z kuchni domu albertynów, zaś pomoc odzieżową, lekarską, moralną itp. od sekcji charytatywnej. Koszty sprawowania opieki (żywienie i inne rodzaje pomocy) pokrywać miał PolKO Kraków-miasto i powiat, zaś koszty transportu i podróży - RGO. Osobami odpowiedzialnymi za akcję zostali - z ramienia RGO: dr Baran, panie Fronikowa i Frączkow-ska; z ramienia PolKO Kraków miasto: dyr. Zachara; PolKO powiat: mgr Łabędzki; sekcji charytatywnej: panie Starowiejska i Chrzanowska.
We wrześniu 1943 obóz przejściowy w Przemyślu był tymczasowo zamknięty. Transporty zbiorowe z Wołynia i Ukrainy kierowano więc do Lwowa, do obozu przy ulicy Pierackiego. W pierwszych dniach września przybył transport obejmujący 1200 ludzi z Krzemieńca, Zdołbunowa, Mohylan, Korca, Ostroga, Równego, Klewa-nia. W transporcie przeważała ludność wiejska z okolic tych miast. Jak określono w dokumencie: „wartościowy, kulturalny element osadniczy”. W transporcie tym było 380 dzieci. Czworo z nich umarło po przewiezieniu do szpitala. Wielu dorosłych
1 dzieci przybyło poranionych - i to w sposób okrutny ('eden chłopiec miał 8 zranień
12 Notatka z Konferencji Władz RGO w Krakowie dotycząca opieki nad uchodźcami ze Wschodu. Kraków, dnia 21 sierpnia 1943 r., APKr., DOKr., 16, s. 171.
bagnetem w głowę). Część osób wywieziono na roboty do Rzeszy, inni znaleźli pracę lub rozjechali się do rodzin.
W transporcie było ponad 50 osób z powiatu żytomierskiego. Byli to Polacy przeniesieni wczesną wiosną przez władze niemieckie na Wołyń. Z dokumentu dowiadujemy się też, że we Lwowie spodziewanych było wkrótce 40 transportów z Wołynia. Napływ uchodźców był nadal duży. Przechodzili oni granicę głównie koło Brodów. Policja ukraińska wyłapywała uchodźców13.
Pozostałe osoby niemiecka administracja obozu wysłała w dwóch transportach -11 września i 2 października - na Wołyń, narażając ich na śmierć. Wszyscy uchodźcy byli w skrajnej nędzy, pozbawieni swych gospodarstw, warsztatów pracy, zapasów żywności, odzieży, obuwia i bielizny. Mienie ich zostało zrabowane przez zorganizowane bandy ukraińskie14. Sami zdołali ujść z życiem, ale na miejscu pozostawili pomordowanych mężów, żony, ojców, dzieci.
Z końcem sierpnia 1943 roku do krakowskiej RGO nadeszło sprawozdanie dotyczące napływu uchodźców z Wołynia i Galicji na teren Hrubieszowskiego15. Podob-
13 Notatka dotycząca transportów uchodźców z Wołynia z dn. 11 września 1943, Kraków, AAN, 1049, s. 27.
14 W dokumentach nie używano, ze względu na Niemców, właściwego określenia: bandy bulbowskie, banderowskie, a w końcu OUN-UPA.
15 Sprawozdanie dotyczące napływu ludności polskiej z Wołynia i Galicji na teren powiatu hrubieszowskiego z 23 sierpnia 1943 roku. Dowiadujemy się z niego, że napływ ludności polskiej z Wołynia i Galicji narastał w drugiej połowie lipca, w miarę zbliżania się band ukraińskich do granicy GG na Bugu. Wypędzona ludność była przerażona, bez jakichkolwiek środków do życia, często pokaleczona, w stanie graniczącym z obłędem. Były wypadki, że nawet mężczyźni przychodzący do PolKO z płaczem opowiadali o losie, jaki spotkał ich najbliższych z rąk band uzbrojonych w broń palną, siekiery, kosy. Ze sprawozdania wynika, że na terenie powiatu hrubieszowskiego znalazło się już ok. 8000 ludzi. Ludność ta na razie osiedliła się w gminach przygranicznych, a mianowicie: Bełz, Krystynpol, Cho-robów, Kryłów, Dubienka i Horodło. Rzeź ludności polskiej za Bugiem, w okolicach Strzyżowa i Horodła, odbywała się w odległości 4 km od tych miejscowości. W dniu 13 sierpnia 1943 roku banda mordowała i paliła wieś Graby w odległości 7 km od m. Dubienka. Autor dokumentu był naocznym świadkiem scen, jakie miały miejsce w czasie ucieczki, a szczególnie przy przeprawianiu się przez Bug. W przeprawianiu się ludności na teren powiatu pomagała Straż Graniczna. 14 i 15 sierpnia palono i mordowano ludność z okolicznych miejscowości. Na teren m. Dubienka przybyło kilkanaście rannych osób, którym miejscowa Delegatura udzieliła doraźnej pomocy. W przeciągu dwóch dni na teren Dubienki przybyło w przybliżeniu 1700 osób. Środki opatrunkowe przesłał PolKO Hrubieszów na ręce przewodniczącego Delegatury Dubienki dr. med. Bobińskiego. W rozmowach ze sporządzającymi sprawozdanie w całej rozciągłości potwierdził się fakt wyjątkowego bestialstwa w stosunku do polskiej ludności. Z dokumentu wynika, że PolKO Hrubieszów za pośrednictwem Delegatur przychodził tej ludności z doraźną pomocą w postaci gotówki, produktów, względnie dożywiania w kuchniach (w Bełzie i Dubience). Autorzy sprawozdania z podkreślają, że o ile napływ uciekinierów nie zmniejszy się, PolKO będzie zmuszony uruchomić jeszcze kilka kuchni, tym bardziej że część uciekinierów nie jest zdolna do jakiejkolwiek pracy i samodzielnej egzystencji, rozstrojona tym, co prze-
ne alarmujące wieści dochodziły z PolKO z Radomia16, Przemyśla17, Jarosławia18 czy Chełma19. W liście z Chełma znajdujemy informacje o rosnącej liczbie uchodźców. Jego autorzy piszą:
Do dnia dzisiejszego uchodźców było kilkaset - oczekiwane tysiące. Zorganizowane zostały całodzienne i całonocne dyżuty na stacji kolejowej i w barakach przejściowych w celu obsłużenia przybywających transportów. Zorganizowany w budynku Pol. K. O. szpital dla rannych uchodźców zza Buga. Konieczność całodziennego żywienia tych rzesz, obsługiwania rannych i chorych, zdobywania produktów, obdzielanie bosych i nagich najniezbędniejszą
żyła. Autorzy wyrażali też uzasadnione obawy, że mordy mogą się przenieść na teren ich powiatu. Mogły o tym świadczyć ulotki nawołujące do rzezi Polaków i pierwsze, na razie pojedyncze, mordy. Stosunek niemieckich władz do rozgrywających się wypadków na Wołyniu autorzy określali jako bierny, ograniczający się jedynie do nieprzeszkadzania w przechodzeniu granicy. Pracownicy PolKO apelowali o pomoc finansową, aby móc podołać nowym ogromnym zadaniom. AAN, 1049, s. 192-193.
16 Pismo PolKO w Radomiu do RGO w Krakowie dotyczące sytuacji na Wołyniu z 25 sierpnia 1943, zawierające wyciągi z listów opisujących dramat ludności powiatów włodzimierskiego i horochowskie-go. AAN, 1049, s. 304-305.
17 Informacje na temat tragicznego powrotu z Wołynia ludności, która w czasie okupacji bolszewickiej mieszkała w ówczesnym pasie granicznym (linia Sanu), w gminach: Olszany, Babice i Dubiecko i została wysiedlona na Wołyń, względnie do sąsiednich, dalej od Sanu położonych wiosek, uzyskać można m.in. ze sprawozdania Tadeusza Haydera, referenta organizacyjnego PolKO w Przemyślu z 23 lipca 1943 roku. W świetle sprawozdania był to powrót straszny: „napastowani przez grasujące na Wołyniu uzbrojone bandy ludzie ci, ratując życie, pieszo lub po kilka rodzin na jednym wozie, po długiej i pełnej strasznych przeżyć drodze-tułaczce wrócili jak ostatni nędzarze. Wrócili zaś pod gołe niebo i do «gołej» ziemi. Są to jednak jeszcze «szczęśliwcy», gdyż wielu spośród wysiedlonych nie powróci już nigdy, zginęli bowiem w strasznych męczarniach pod siekierą lub nożem rozbestwionych band lub też żywcem spłonęli w płomieniach swych domostw. Gehennę tych ludzi trudno opisać w krótkim sprawozdaniu, trzeba widzieć ich pełne trwogi twarze, ich łzy i rezygnację, słyszeć ich skargi, aby choć w części odtworzyć sobie piekło na ziemi jakie przeszli”. Autorzy wzywają, by ludziom tym natychmiast pomóc. APKr., DOKr., 16, s. 127-128.
18 Pismo PolKO w Jarosławiu z 21 sierpnia 1943. Wynika z niego, że uciekinierzy pochodzili głównie z okolic Horochowa i Włodzimierza Wołyńskiego, a częściowo także z miejscowości sąsiadujących z Wołyniem, położonych już w dystrykcie Galicja (Sokalszczyzna). Od połowy lipca przyjazd uchodźców na teren powiatu jarosławskiego stale przybierał na sile i w niektórych dniach miał charakter masowy. Przyczyną uchodźstwa były, zdaniem autorów, nagminne akty bezprawia, jakich dopuszczały się na Polakach bandy ukraińskie, dokonujące masowych mordów i niszczące dobytek mieszkańców narodowości polskiej. W powiecie jarosławskim, według stanu na 21 sierpnia, znajdowało się 644 uchodźców, tworzących 192 rodziny. PolKO zorganizował dla nich akcję pomocy, polegającą na doraźnej opiece w formie zakwaterowania ich, zapewnienia im wyżywienia na okres najbliższych dni i większych zapomóg gotówkowych. AAN, 1050, s. 62-63.
19 Pismo PolKO w Chełmie dotyczące uchodźców z Wołynia z dnia 4 września 1943. AAN,1049, s. 150.
odzieżą, bielizną i obuwiem, pełnienie dyżurów, rozprowadzanie uchodźców wśród społeczeństwa naszego itp. to praca absorbująca całkowicie czas naszego personelu tak, że biuro nasze czynne od wczesnych godzin rannych do późnych godzin policyjnych.
Pierwszy transport uchodźców z Wołynia przybył do Krakowa 22 lipca 1943 roku. Osoby te zakwaterowano, udzielono im pomocy medycznej, odzieżowej i żywnościowej (częściowo z darów społeczeństwa). Mimo starań RGO, część wysłano na roboty do Rzeszy. Wkrótce napłynęły kolejne transporty. Powstał plan rozmieszczenia Wołyniaków w powiecie krakowskim i miechowskim. PolKO Kraków-powiat miał duże trudności w ulokowaniu przybyłych w Krakowie, żywieniu ich i rozmieszczeniu w powiecie, jednak dzięki dużej ofiarności w pracy Juliana Konopki, przedstawiciela RGO, członków sekcji charytatywnej i pomocy więźniom w osobach pani Zazulowej, Markiewiczowej, Starowiejskiej, Seweringowej, Chrzanowskiej, jak również wielu innych pań, oraz ogromnej mobilizacji społeczeństwa krakowskiego, które nie szczędziło pracy i ofiar w naturze i w gotówce na rzecz biednych uchodźców z Wołynia, udało się wszystkich potrzebujących objąć pomocą.
W sprawozdaniach podkreślano nadzwyczaj ofiarną pracę na rzecz uchodźców ze strony przewodniczącego PolKO Kraków-powiat Czesława Nowickiego oraz Ogrodziń-skiego i Zachemskiego, jak również poświęcenie pana Łabędzkiego i pań z sekcji opieki nad wysiedlonymi: Starowiejskiej, Chrzanowskiej, Szwellingowej i Markiewiczowej, które dniem i nocą niosły uchodźcom prawdziwą i wydatną pomoc.
Ewakuacja miast wołyńskich dokonywała się przez Równe - Lwów, przy czym transporty kierowane były na Przemyśl. Ludzie otrzymywali posiłek z PolKO Lwów--miasto na dworcu. Podkreślano przy tym: „Jakie straty poniosła ludność polska na Wołyniu, trudno o tym mówić nawet w przybliżeniu. W każdym razie dziesiątki tysięcy zostały zamordowane”... Autor zwraca uwagę, że wypadki te mogą powtórzyć się w dystrykcie Galicja, bo wiele wsi w województwie lwowskim już jest atakowanych przez bojówki ukraińskie. Mnożą się też pogróżki pod adresem Polaków20.
Pogarszającego się pod względem bezpieczeństwa położenia ludności polskiej w Galicji dotyczy też pismo Delegata RGO Dystryktu Galicja do RGO w Krakowie21.
20 Ibidem.
21 Pismo Delegata RGO we Lwowie do centrali w Krakowie z 4 sierpnia 1943. B. Ossol. 16721/2, s. 147148.
Autor rozważa w nim możliwości interwencji u władz niemieckich, które jednak, poza kilkoma pozorowanymi ruchami, nie kwapią się do pomocy atakowanym Polakom.
Od września 1943 roku nadchodziły do centrali RGO informacje już nie o pojedynczych, ale masowych mordach na Polakach w okręgu galicyjskim, przesłane z RGO we Lwowie22. Do wydarzeń tych doszło w powiatach trembowelskim i sokalskim. Jak podają autorzy:
Ludność polska na wsi i w miastach żyje w ciągłym niepokoju. Hasło „Smert Lachom” słyszy się na szosach i w pociągach. W niektórych miejscowościach grozi się ludności polskiej, że jeżeli nie opuści w najszybszym terminie miejsca zamieszkania, czeka ją zagłada. Tej treści ulotki, z żądaniem opuszczenia przez Polaków miasta w terminie 3 dni, rozrzucano ostatnio w Sokalu.
Nawet w samym Lwowie ludność polska czuła się zagrożona, bo nocami nieznani sprawcy oznaczali krzyżami mieszkania Polaków przeznaczonych do zabicia23. W drugiej połowie października informacje o pogarszającym się położeniu ludności polskiej u progu nadchodzącej zimy płynęły z coraz to nowych powiatów24. Tymczasem pojawiły się także pogróżki wobec Polaków mieszkających po drugiej stronie Bugu. W piśmie z PolKO w Biłgoraju skierowanym do RGO w Krakowie 29 października 1943 roku znajdziemy odezwę, którą przesłał sołtys wsi Lipiny (gm. Potok Górny)25. Oczywiście efektem tego była kolejna fala ucieczek.
Przez sam Lwów w okresie od 9 lipca do 1 września przepłynęło ok. 25 000 ludzi. Pierwsza doraźna pomoc obejmowała zorganizowanie schronisk, wyżywienia i pomocy lekarskiej. Tymczasowego schronienia udzieliły szkoły, ale miało to charakter przejściowy. Następnie zorganizowano cztery schroniska i przygotowano kwatery prywatne. W schroniskach zostały uruchomione kuchnie, które trzy razy dziennie dostarczały gorące posiłki. Punkt na dworcu zapewniał przejeżdżającym przez Lwów
22 Dokument RGO w Krakowie oparty na relacjach przesłanych z RGO we Lwowie, dotyczący położenia ludności polskiej zagrożonej eksterminacją z 11 września 1943. B. Ossol. 16722/2, k. 97.
23 List skierowany do RGO (Pol.KO) we Lwowie z 13 września 1943. B. Ossol. 16721/2, s. 247-248.
24 Np. pismo Delegata RGO we Lwowie do Dyrektora RGO w Krakowie E. Seyfrieda z 23 października 1943, dotyczące pogarszającego się położenia ludności polskiej. B. Ossol. 16721/2, s. 157.
25 „Odezwa do przeklętych lachów!” (fragment) „krew poleje się z wszystkich Polaków w Lipinach prędko. Nie będziemy pomijać nawet waszych bękartów polskich. A w wioskach waszych będą mieszkać dońscy Ukraińcy «sławni i silni». Śmierć z naszej ręki nie ominie nawet tych co myślą, że ich ominie, nie pomoże wasza ucieczka, nasza organizacja wszędzie działa i wszędzie was lachów znajdzie...”. B. Ossol. 16721/1, s. 3-5.
słodzoną czarną kawę, zupę i chleb, a dla dzieci cukier, marmoladę, czasem mleko. Nadto dożywiano chorych w szpitalach, zanosząc suchy prowiant. Osobny problem stanowiła akcja żywienia Wołyniaków, którzy na stałe pozostali we Lwowie. Ci, z chwilą odejścia na prywatne mieszkania i do pracy, otrzymywali rodzaj „wyprawy” w postaci chleba, kasz, grochu, mąki i ziemniaków. Pomoc ta trwała do momentu uzyskania przez nich kart żywnościowych, a więc przeciętnie do 15 dni po wyjściu ze schroniska. Prócz tego znaczna grupa żywiona była przez kuchnie parafialne, zaś dzieci - przez kuchnie w szkołach i przedszkolach. Ogromne problemy stanowiła odzież, której nieustannie brakowało. Sprawą palącą było zorganizowanie natychmiastowej opieki lekarskiej. Część ciężko rannych i obłożnie chorych wprost z dworca karetkami pogotowia ratunkowego PolKO kierował do odpowiednich szpitali. We wszystkich schroniskach od pierwszego niemal momentu była stała pomoc lekarska. W każdym schronisku codziennie był lekarz. Pielęgniarki stale pełniły dyżury.
Ponieważ jednak z tymi masowymi transportami były problemy26, wysyłano je tylko niewielkimi grupami i raczej nie na teren Krakowskiego. I tu zdarzały się jednak trudności, bo niektóre rejony były zakazane dla osiedlania Polaków27.
W świetle omawianego wrześniowego sprawozdania z liczby 25 000 uchodźców ok. 20 000 osób bądź wyjechało bezpośrednio do Niemiec, bądź zostało zabranych do Niemiec po krótkim pobycie w miejscowościach Generalnej Guberni.
We Lwowie osiedliło się do tego czasu (wrzesień 1943) na stałe 1900 osób. W Galicji liczba Wołyniaków sięgała wówczas kilku tysięcy, osoby te jednak najczęściej nie trafiały do ewidencji RGO. Trudności mieszkaniowe starano się rozwiązywać w ten sposób, że pośredniczono w wynajdywaniu mieszkań bądź też firmom zatrudniającym Wołyniaków stawiano to jako warunek, od którego zależało uzyskanie robotnika. W związku z tym na PolKO spadał ciężar zaopatrzenia tych ludzi w łóżka, sienniki, słomę, naczynia kuchenne, opał na zimę i tym podobne - w niektórych przypadkach przeprowadzano nawet remonty.
Zagadnieniem palącym była też sprawa dzieci. Te w wieku przedszkolnym umieszczono w lwowskich przedszkolach. Wiele dzieci w wieku do 7 lat (27%) chorowało. Dzieci starsze skierowano do szkół. Jednak częstokroć kompletny brak odzieży zimowej i obuwia (liczono jedynie na pomoc ze strony społeczeństwa polskiego) uniemożliwiał im wychodzenie z domu.
26 Przykrym doświadczeniem było zawrócenie, po wielu nieporozumieniach, transportu z Krakowa.
27 Np. Nowosądeckie, Sanockie, Gorlickie...
Dosyć duży procent sierot skierowano na wychowanie do rodzin zastępczych. Tym, którzy zupełnie pozostali bez środków do życia, oprócz wsparcia w naturze udzielano zapomóg pieniężnych. Obejmowały one zakup biletów kolejowych, opłaty transportu bagażu, przeciętnie po 50 zł na osobę. Z zapomóg tych do września 1943 roku skorzystało 1770 osób. Opiewały one na sumę 88 343 złotych.
W zbiorach RGO zgromadzonych w państwowym archiwum w Krakowie czy w zespole Urszuli Szumskiej w Ossolineum znaleźć można bardzo wiele dokumentów mówiących o jeszcze jednej formie działalności RGO - poszukiwaniu osób i rodzin. W trakcie nagłej i gwałtownej ludobójczej akcji ukraińskiej prawie żadna rodzina wołyńska nie została w komplecie. Podobnie było później w Małopolsce Wschodniej. Dzieci poszukiwały rodziców, mężowie - żon, matki - dzieci28. Ogromny problem stanowiły sieroty (zwłaszcza małe dzieci) ocalałe z rzezi, delegatury miały bowiem trudności z uzyskaniem ich danych osobowych i przepustek kolejowych uprawniających do wjazdu na teren Generalnej Guberni. Tak było m.in. w przypadku sierot z Krzemieńca, którym utrudniano przejazd do schronisk w Krakowie29.
Mimo wszelkich działań prewencyjnych w postaci interwencji u władz, prób konsolidacji mieszkańców wsi polskich itp., od stycznia 1944 roku rozwinęła się nowa potężna ofensywa nacjonalistów ukraińskich, skierowana przeciw ludności polskiej z Małopolski Wschodniej. Terror ukraiński w rejonie Brodów wzmógł się w tym czasie szczególnie gwałtownie. Ludność polska uciekała do miasta Brody, gdzie zaopiekowała się nią miejscowa Delegatura PolKO30. W końcu stycznia w powiecie kamionec-kim i północnej części lwowskiego miała miejsce masowa rzeź - masakra ludności polskiej31. Tymczasem obok napadów band ukraińskich do Małopolski zaczął zbliżać się front, co pogorszyło już i tak ciężkie położenie ludności. Komitety pomocy i ich
28 Przykładem jedno z pism dotyczących poszukiwania polskich ofiar mordów na Wołyniu, skierowane do Delegatur RGO w GG z 18 listopada 1943, APKr., DOKr., 22, s. 107, a także pismo PolKO w Krośnie do Doradcy na Okręg Krakowski hr. Henryka Potockiego z 14 grudnia 1943, dotyczące odnalezienia kobiety - ofiary ludobójstwa dokonanego na Wołyniu. Oto fragment pisma: „przed dwoma tygodniami przyprowadzono do Pol. K. O. młodą kobietę obłąkaną, której wiek odpowiadałby wiekowi poszukiwanej, a która nic o sobie nie chciała powiedzieć tylko że jest «z całego świata». Była bosa z odmrożonymi stopami, ubrana w letnią sukienkę” (była zima). Jest to przykład, który pokazuje, jaką cenę - cenę obłędu - płacili nawet młodzi ludzie. APKr., DOKr., 22, s. 111.
29 1943, 6 grudnia - Notatka sporządzona przez Dyrektora Wydz. IV RGO w Krakowie dla Doradcy RGO we Lwowie dotycząca problemów w udzielaniu pomocy uchodźcom z Wołynia. B. Ossol. 16722/2, s. 101.
30 Pismo Delegata RGO Lwów do RGO w Krakowie dotyczące napadów band ukraińskich na ludność polską z 12 stycznia 1944. B. Ossol. 16721/2, s. 169.
31 Pismo Delegata RGO Lwów do RGO w Krakowie dotyczące napadów i mordów na ludności polskiej z 2 lutego 1944. B. Ossol. 16721/2, s. 171-172.
delegatury miały być stopniowo ewakuowane przed wkroczeniem Sowietów. Tym samym ludność będącą pod ich opieką pozbawiono pomocy32. Polacy stale uciekali przed mordami ukraińskimi, które - jak wspominałam - przybrały na intensywności. Kolejne monity RGO o interwencję pozostawały bez echa. Proszący o pomoc delegat RGO we Lwowie Tesznar uzyskał od gubernatora odpowiedź. Potwierdził się fakt sporządzenia przez nacjonalistów ukraińskich kolejnych list Polaków we Lwowie, którzy mieli zostać wymordowani33. Oznaczało to, że nawet w dużych miastach Polacy nie byli już bezpieczni.
Tak pisał o tym Tesznar:
Żyjemy już w stosunkach zupełnie wołyńskich. Przed 10 dniami przedłożyliśmy nasze zestawienie mordów, dokonanych przez Ukraińców na ludności polskiej. Naliczyliśmy tego 2700 osób. Na to otrzymaliśmy odpowiedź, że wykaz ten nie jest zupełnym. Wiem o tym dobrze, że cyfra ta winna być zasadniczo podwójnie przyjęta, tym bardziej, że nie ma dnia, by mordy te nie były dokonywane.
O Lwowie:
W ciągu miesiąca lutego między godz. 8-9 strzelani są przeważnie ludzie młodzi Polacy, przy czym spis taki również problematyczny osiąga mniej więcej liczby 50 osób. Osobom mordowanym zabiera się dowody osobiste.
Zabieranie dowodów odbywało się nie bez powodu, bo z tymi dokumentami ukraińscy przestępcy uciekali na Zachód. Katedra oblepiona była klepsydrami: „zmarł po krótkich, a ciężkich cierpieniach”. Interwencje delegata RGO w Gouvernement u starosty grodzkiego, w SD nie odnosiły żadnego skutku. Fakty te potwierdza obfita korespondencja34.
32 Pismo Delegata RGO we Lwowie do RGO w Krakowie dotyczące ewakuacji przed nadchodzącym frontem i narastającego zagrożenia życia i mienia ludności polskiej z 19 lutego 1944. B. Ossol. 16721/2, s. 175-177.
33 Ibidem.
34 Np. List do Prezesa RGO w Krakowie, wysłany ze Lwowa, zawierający opisy mordów dokonywanych na ludności polskiej w Galicji z 2 marca 1944, Ossol. 16721/2, s. 269-271, czy list Jana Szczerskiego do RGO w Krakowie z 21 marca 1944, zawierający apel o pośrednictwo do Komitetu Ukraińskiego i księży ukraińskich o powstrzymanie mordowania Polaków, B. Ossol. 16721/2, s. 123-124.
W kwietniu 1944 roku, w przeddzień wkroczenia Rosjan, mordy na Polakach trwały nadal. Jedna z ostatnich odezw UPA wzywała ludność ukraińską do szybkiego zlikwidowania elementu polskiego na tych obszarach, gdyż front się zbliża. Całe brzeżańskie, stanisławowskie, złoczowskie, kamioneckie, nawet lwowskie spłynęło krwią ludności polskiej. Liczba ofiar była zatrważająca. Likwidowano całe osiedla. Nawet duże wsie przestawały istnieć. W zamian za sformowanie ukraińskiego SS i współpracę w walce z bolszewikami Niemcy zostawili banderowcom wolną rękę w eksterminowaniu Polaków35.
Zbliżanie się frontu spowodowało konieczność ewakuacji na zachód osób objętych opieką i przebywających w schroniskach PolKO. Dotyczyło to też PolKO Lwów--miasto, gdzie osób takich było wyjątkowo dużo. Na zlecenie dr. Barana przekazano na ten cel do Lwowa kwotę 40 000 złotych36. Wydarzenia w Małopolsce Wschodniej wywołały emigrację ludności, a więc ciągnięcie do miast i wyjazdy na zachód, nawet wtedy, gdy wiązało się to z utratą całego majątku i niepewną przyszłością. Ukraińcy przystąpili do palenia opuszczonych domów polskich i do systematycznego niszczenia wszystkiego, co uciekinierzy pozostawili, tak że i z tego powodu powrót do opuszczonych wsi stał się zupełnie bezcelowy37. Stworzyło to nowe rzesze „podopiecznych przejściowych”. Opieka nad nimi spowodowała rychłe wyczerpanie się zapasów lokalnych PolKO, tak gotówkowych, jak i żywnościowych. Kamionka, Złoczów, Stanisławów, Stryj, Drohobycz alarmowały więc do centrali o nowe przydziały. Brakowało mąki, kasz, artykułów strączkowych, by móc utrzymywać działalność opiekuńczą czy kuchnie. Komitety prowincjonalne prosiły głównie o żywność, bo pieniądze w terenie szybko traciły swoją wartość.
Tymczasem w lutym 1944 roku Dział Opieki nad Przejezdnymi PolKO w Krakowie (miasto) przygotował obszerne sprawozdanie z opieki nad przesiedlonymi i uchodźcami z Wołynia i Małopolski Wschodniej za styczeń 194438. Uzyskujemy z niego wiele dalszych informacji na temat sposobów udzielania pomocy poszkodowanym. Autorzy podkreślali, że w styczniu ruch uchodźców wzmógł się znacznie, przy czym zaczęły
35 Pismo Delegata RGO we Lwowie do RGO w Krakowie dotyczące porozumienia UPA z władzami niemieckimi w celu tępienia ludności polskiej z 24 kwietnia 1944, B. Ossol. 16721/2, s. 197-199.
36 Pismo Delegata RGO we Lwowie do RGO w Krakowie, dotyczące masowej ucieczki ludności polskiej na zachód i jej przyczyn z 17 kwietnia 1944, B. Ossol. 16721/2, s. 191-192.
37 Pismo Delegata RGO we Lwowie do RGO w Krakowie z 30 kwietnia 1944, B. Ossol. 16721/2, s. 201204.
38 Sprawozdanie z działalności PolKO Kraków-miasto dotyczącej opieki nad uchodźcami za styczeń 1944 z lutego 1944, APKr., DOKr., 18, s. 273, 275.
napływać z dawna oczekiwane transporty dzieci. Opiekę nad nimi pełnili ochotnicy spośród personelu działu, którzy starali się stworzyć im możliwie znośne warunki. Zapewniony został nadzór lekarski i pielęgniarski.
Ofiarność społeczeństwa na rzecz pokrzywdzonych była duża. Poza opieką nad dziećmi składano dary w gotówce i naturze.
W marcu sytuacja związana z pomocą uchodźcom uległa dalszemu pogorszeniu, gdyż oprócz uciekinierów przed bandami ukraińskimi, przybywało coraz więcej osób ewakuowanych wskutek działań wojennych39. Wśród nich było także wiele ofiar wcześniejszych eksterminacji, które schroniły się w miastach kresowych (liczebność ich wzrosła w wyniku akcji ukraińskich nawet dwukrotnie) i teraz były z nich ewakuowane przed nadchodzącym frontem40.
W związku z przepełnieniem schronisk Dział Opieki rozpoczął starania o nowe pomieszczenia, zwłaszcza dla dzieci. PolKO pośredniczył też w odszukiwaniu rodzin, w wymianie korespondencji itd. Jedna z pań zorganizowała pogotowie krawieckie (przyszywała guziki, łatała odzież). Wyżywienie w schronisku było dobre dzięki pomocy społeczeństwa, które przynosiło produkty. Z czasem pomoc ta jednak malała.
W maju 1944 roku akcja antypolska rozpoczęła się po zachodniej stronie Sanu. Ukraińcy eskalowali terror i wzywali ludność polską do opuszczenia wsi pod groźbą zabicia i spalenia budynków41. Dowodzi tego m.in. pismo PolKO w Przemyślu do RGO w Krakowie z 19 kwietnia42, w którym znajdujemy opisy mordów, napadów, uprowadzeń, podpaleń dokonywanych przez Ukraińców na ludności polskiej. Nie przerwało to zbrodni dokonywanych dalej na Wschodzie. W przemyskim PolKO, podobnie jak w innych oddziałach, prowadzono akcję spisywania protokołów zeznań świadków mordów. Przykładem może być protokół spisany 20 kwietnia 1944 roku w PolKO w Przemyślu z ofiarą - jedynym ocalałym świadkiem zbrodni w Słobódce Strusowskiej43.
39 Sprawozdanie z działalności PolKO Kraków-miasto dotyczącej opieki nad uchodźcami z kwietnia 1944 (dotyczy marca 1944), APKr., DOKr., 18, s. 291.
40 Sprawozdanie z działalności PolKO Kraków-Miasto dotyczącej opieki nad uchodźcami z Małopolski wschodniej z czerwca 1944 (dotyczy maja), APKr., DOKr., 18, s. 387, 389.
41 Np. Notatka dotycząca antypolskiej akcji ukraińskiej w powiecie jarosławskim z 26 maja 1944, AAN, 47, s. 86; Notatka dotycząca terroru ukraińskiego w powiecie sanockim z 10 lipca 1944, AAN, 47, s. 94.
42 APKr., DOKr., 17, s. 229-230.
43 APKr., DOKr., 17, s. 217.
Aby zatrzymać narastającą z tej strony Sanu falę ukraińskiej przemocy, przedstawiciele PolKO w Przemyślu odbyli naradę z władzami niemieckimi i przedstawicielami strony ukraińskiej44. Niestety, nie przyniosła ona niemal żadnego efektu.
Tymczasem w całym omawianym okresie nadchodziły do Krakowa informacje i sprawozdania dotyczące pomocy udzielanej wypędzonym przez terenowe odziały PolKO. Przykładem mogą być pisma i sprawozdania z PolKO w Krośnie. Delegatura ta wykazała się wielkim zaangażowaniem i sercem w realizacji pomocy uchodźcom. Ilustracją tego jest apel PolKO w Krośnie, skierowany do mieszkańców powiatu krośnieńskiego, o pomoc dla ofiar - uchodźców ocalałych z mordów ukraińskich45. W innym piśmie, z 20 czerwca 1944 roku46, autorzy podkreślają, że powiat krośnieński, jako jeden z najbliższych terenów rzezi, jest miejscem osiedlenia się przede wszystkim tych, którzy unosząc życie, nie zdołali nic uratować ze swego dobytku, podczas gdy ludzie zamożniejsi, którzy zdołali coś ocalić, szukali schronienia w powiatach położonych dalej na zachód. Polski Komitet Opiekuńczy był też terenem przechodnim dla tych wszystkich nieszczęśliwych, którzy podążając na zachód, oczekiwali pierwszej doraźnej pomocy.
Z podobnie dramatyczną prośbą o wspomożenie działalności pomocowej jak z Krosna zwróciła się do krakowskiego RGO Delegatura PolKO w Rymanowie47. Donoszono, że w miasteczku, liczącym ok. 1500 mieszkańców, znalazło się ponad 500 rodzin zarejestrowanych uciekinierów, które łącznie stanowiły przeszło 2000 ludzi. Fala ta płynęła nieprzerwanie i codziennie liczba uchodźców się zwiększała. Delegatura,
44 Pismo PolKO w Przemyślu do RGO w Krakowie dotyczące narady przedstawicieli PolKO w Przemyślu z władzami niemieckimi i przedstawicielami strony ukraińskiej na temat powstrzymania mordów na ludności polskiej z 26 czerwca 1944, B. Ossol. 16721/1, s. 121-122.
45 Z marca 1944, APKr., DOKr., 18, s. 443. Oto fragment tego apelu: „Rodacy! Od szeregu tygodni płoną na wschodzie osady polskie. Giną pod nożem lub siekierą ukraińskich zbrodniarzy Polacy. Szukając w ucieczce ocalenia, przybywają do nas umęczone, zmaltretowane niedobitki. W oczach ich rozpacz i ból niewysłowiony... Nie żal straconego mienia. Nie żal zmarnowanego dorobku pracowitego życia. Ale żal pomordowanych niewinnie braci, żon, matek i dzieci. Z g r o z a... Kto ma serce w piersi i choć odrobinę uczucia w sercu... musi zapłakać. I musi przycisnąć do serca i przygarnąć pod dach swój tych nieszczęśliwych, umęczonych b r a c i. Polski Komitet Opiekuńczy, któremu władze pozwoliły zaopiekować się uchodzącymi ze wschodu rodakami, wzywa wszystkich do okazania im wszelkiej możliwej pomocy. Kto nie może okazać bezpośrednio pomocy, niech złoży dar, na jaki go stać, w gotówce lub w naturze, w biurze Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Krośnie, przy ulicy Kościuszki Nr 490”.
46 Pismo PolKO w Krośnie do RGO w Krakowie dotyczące pomocy uchodźcom z Wołynia i Małopolski Wschodniej, APKr., DOKr., 18, s. 471.
47 1944, 18 czerwca - Pismo Delegatury PolKO w Rymanowie dotyczące tragicznego położenia uchodźców i prób udzielania pomocy poszkodowanym, APKr., DOKr., 18, s. 473-477.
dzięki ofiarności miejscowego społeczeństwa oraz wielkiej, niemal ponad siły pracy swoich członków, dokonała wprost nadludzkich wysiłków, by ciężkiej doli nieszczęśliwej ludności choć w drobnej mierze ulżyć. Okazało się to jednak niewystarczające. Autorzy pisali wprost:
Przybywają ludzie bosi, obolali, popaleni i zniszczeni kompletnie, obarczeni przeważnie znaczną ilością drobnej dziatwy, którą trzeba pomieścić pod dachem, odziać i nakarmić. Zasoby garstki tutejszego społeczeństwa polskiego nie mogą nadążyć zapotrzebowaniom...
8 marca 1944 roku do RGO w Krakowie nadeszło pilne pismo z PolKO w Jaśle, dotyczące losu uchodźców z Ludwikówki, dotkniętych mordami band ukraińskich48. Interwencja dotyczyła kilku grup uchodźców (ok. 200 osób) ze wsi Ludwikówka, z dystryktu Galicja (z okolic Rohatyna). W Krakowie miały być one poddane badaniom na zdolność do pracy. Następnie, 25 marca, osoby te skierowano nie do Jasła (zakaz osiedlania Polaków?), ale do Miechowa. Ową dyskryminację Polaków przez władze niemieckie, inspirowaną niewątpliwie przez samych Ukraińców, potwierdza pismo kierownika Delegatury PolKO w Gorlicach do RGO w Krakowie z 8 i 31 maja 1944 roku49. Na żądanie Ukraińców w powiecie jasielskim prawo pobytu otrzymywali wyłącznie Ukraińcy, a Polaków - wygnańców, pozbawionych wszelkiej opieki i pomocy - wypędzano po raz kolejny50. W piśmie czytamy:
Obecnie duża liczba Polaków tuła się po powiecie, narażając się na przykre następstwa policyjne, ogłoszone w dniach ostatnich przez władze niemieckie wobec obostrzeń policyjnych na tutejszym terenie.
Interesująca byłaby odpowiedź na pytanie, ilu z tych Ukraińców pozostało w powiatach podkarpackich po wojnie, stanowiąc potem najbardziej aktywne zaplecze dla band UPA grasujących niemal bezkarnie do roku 1947 na tym terenie? Ilu z tych
48 Pismo PolKO w Jaśle do Doradcy RGO na Okręg Krakowski, APKr., DOKr., 18, s. 125-126.
49 Pismo z 8 maja, APKr., DOKr., 17, s. 249; Pismo z 31 maja, APKr., DOKr., 17, s. 347-348.
50 W piśmie z 8 maja podany był przykład. Do kierownika PolKO Gorlice zgłosił się Polak - uchodźca spod Lwowa, rolnik, ojciec 5 małych dzieci, mieszkający od kilku dni w wagonie na dworcu w Woli Łu-żańskiej. Dla osiedlenia się w powiecie gorlickim potrzebna była wiza obozowa. „Jak ten rolnik wraz z żoną i 5 dzieci, całym dobytkiem i krową ma dotrzeć do Krakowa do obozu? (...) A gdzie umieszczą mu w obozie krowę?” - pytał kierownik.
uciekinierów uważa się teraz bezprawnie za „wypędzonych” w ramach operacji „Wisła”, oczekuje może odszkodowań, a nigdy wcześniej tam w ogóle nie mieszkało? Podobnie sprawa wyglądała w Sanoku, Jarosławiu, Zagórzu, Rawie Ruskiej... I tutaj obowiązywał zakaz osiedlania się Polaków-uchodźców, wymuszony na Niemcach przez kolaborujących z nimi Ukraińców. Miejsca dla Polaków nie było, bo zajęli je licznie napływający tu z Galicji Ukraińcy.
Inne problemy dotyczące pomocy polskim uchodźcom sygnalizowała Centrali Delegatura PolKO w Nowym Sączu51. Dowiadujemy się, że powiat ten należał również do obszarów zamkniętych dla Polaków z dystryktu Galicja i ze Wschodu (zastrzeżony dla Ukraińców), wobec czego transporty uchodźców polskich nie były do tego powiatu kierowane, za wyjątkiem nielicznych grup. Rodzinom polskim przybywającym pojedynczo, na własną rękę - starostwo udzielało zezwolenia jedynie na dziesięciodniowy pobyt, po czym członkowie rodzin zdolni do pracy kierowani byli na roboty do Niemiec, podczas gdy niezdolnych odsyłano do obozów zbiorowych. Podstawowym problemem stało się więc ułatwienie w nich pobytu.
Tragiczne wieści płynęły też od lutego 1944 roku z Przemyśla. Na teren powiatu przemyskiego cały czas przybywali reemigranci z Wołynia, to jest osoby, które w roku 1940 zostały wysiedlone przez władze sowieckie z byłego pasa granicznego, który stanowiła linia Sanu:
W okresie od 1 XI 43 - 29 II 44 na teren gromad Dubiecko, Ruska Wieś, Bachów, Krasiczyn, Śliwnica, Tarnawce. Przyczyną reemigracji były masowe mordy i rabunki popełniane na Polakach przez zorganizowane ukraińskie bandy. W pewnej części rodziny te zdołały ujść ze swych miejsc zamieszkania, ratując tylko życie, pozostawiając na miejscu całe swe mienie.
Po powrocie do swych miejsc rodzinnych większość z nich z powodu zupełnego zniszczenia domów mieszkalnych zmuszona była zamieszkać pod gołym niebem, cierpiąc głód i zimno - nieznaczna tylko część tych reemigrantów zdołała sklecić sobie prowizotyczne schronienia.
51 Pismo PolKO w Nowym Sączu z 4 kwietnia 1944, dotyczące akcji pomocy uchodźcom z Małopolski Wschodniej, APKr., DOKr., 18, s. 595, i pismo PolKO w Nowym Sączu do RGO w Krakowie z 15 czerwca 1944, dotyczące zakazu osiedlania uchodźców polskich ze wschodu w powiecie dębickim i na Podkarpaciu, APKr. DOKr., 18, s. 91.
Drugą grupę stanowili uchodźcy z Wołynia, którzy podobnie jak reemigranci zmuszeni byli uchodzić przed szalejącym tam ludobójstwem Polaków. Jak pisali autorzy, w początkowej fazie akcji ludzie ci uciekali na własną rękę, kierując się głównie na teren Małopolski, kiedy zaś akcja się nasiliła i liczba wygnanych przekroczyła kilka tysięcy, sprawą zajęły się władze niemieckie, kierując wszystkie zdolne do pracy osoby na roboty do Niemiec. Część osób, które uciekły z Wołynia na własną rękę, oraz osoby, które władze niemieckie uznały za niezdolne do pracy, Komitet kierował do powiatów, gdzie ludzie ci mieli krewnych, albo też w miarę możliwości osiedlał na terenie miasta i powiatu, wyszukując dla nich pracę52.
Trzecią grupą byli uciekinierzy ze wschodniej Małopolski (Buczacz, Rohatyn, Brzeżany, Czortków, Borszczów, Stanisławów, Brody). Z końcem stycznia 1944 roku rozpoczęły tam działalność, podobnie jak na Wołyniu, zorganizowane bandy ukraińskie, które niosły śmierć i zniszczenie. Według autorów setki ludzi już zginęły śmiercią męczeńską, a uchodźstwo z tych terenów wzrastało z dnia na dzień. W okresie od końca stycznia do końca lutego do Komitetu przemyskiego zgłosiło się ok. 400 rodzin (1500 osób). Wszystkim tym rodzinom Komitet przyszedł z pomocą żywnościową, odzieżową i gotówkową.
Czwartą grupę stanowili ludzie przymusowo ewakuowani z Dubna i okolicy, którzy przez władze niemieckie byli organizowani w transporty i kierowani do obozu przejściowego (Durchgangslager Przemyśl-Bakończyce). Stąd, po zbadaniu i uznaniu za zdolnych do pracy, wysyłano ich do pracy w Rzeszy. Część osób z tego okręgu, która zdołała przybyć na teren Przemyśla na własną rękę, została skierowana do innych powiatów lub też rozmieszczona na terenie powiatu przemyskiego. Z tej grupy PolKO zdołał umieścić część na terenie miasta i powiatu. Wszyscy ci nędzarze wymagali ciągłej opieki i troski. Brakowało środków na zaspokojenie nawet najbardziej niezbędnych potrzeb. Komitet zorganizował specjalny dział pomocy dla uchodźców. W jego skład weszli: jako przewodniczący działu Jan Wojas - kandydat na członka Komitetu, jako członkowie: Augustyn Meinhardt i Władysław Kropiński. Funkcję referenta do czasu jego mianowania objął tymczasowo Tadeusz Hayder. W celu zdobycia funduszy, odzieży, bielizny i innych środków dział przystąpił do organizowania akcji zbiórkowej na terenie miasta.
Niespodziewanym problemem dla wszystkich Delegatur w Generalnej Guberni stało się wyłudzanie z Komitetów terenowych polskich zaświadczeń uchodźczych
52 Ibidem.
przez Ukraińców - członków SS i policji ukraińskiej - i posługiwanie się nimi w celu ukrycia się na terenie GG lub nawet uzyskiwania pomocy od RGO i PolKO53 54.
Niepełny jeszcze, bo jedynie fragmentaryczny obraz działalności pomocowej uzupełnić pragnę danymi (w tym liczbowymi) zawartymi w artykule Janiny Kiełboń pt. Napływ Polaków zza Bugu do Dystryktu Lubelskiego w latach 1943-1944 (ustalenia liczbowe)54. Autorka pisze w nim, że jej zdaniem ustalenie dokładnej liczby polskich uchodźców zza Bugu, którzy przybyli na teren dystryktu lubelskiego, jest z wielu względów niemożliwe. Główną przyczynę stanowi brak danych liczbowych wynikający z żywiołowości tego zjawiska.
Jak wynikało z akt gubernatora dystryktu lubelskiego (choć dane te były - zdaniem autorów sprawozdań - bardzo niepełne, bo wiele osób w ogóle się nie rejestrowało, a sprawozdania złożyła tylko część komitetów), tylko do 17 września 1943 roku na teren GG przybyło przez „zieloną granicę” ok. 20 000 polskich uciekinierów55. Uwzględniając wcześniejsze zastrzeżenia i biorąc po uwagę fakt, że liczba 40 000 uchodźców z Wołynia przybyłych w roku 1943 do GG, podana w publikacji C. Łuczaka, wydaje się też zaniżona, mamy do czynienia ze zjawiskiem masowej czystki etnicznej56. Dane dotyczące roku 1944 mówią o zarejestrowanych w tym dystrykcie do lipca 21 796 polskich uciekinierach ze Wschodu. Łącznie w latach 1943-1944 zarejestrowano 45 809 Polaków uchodzących przed terrorem ukraińskim, którzy przybyli na teren dystryktu lubelskiego.
W roku 1944 nacjonalistyczny terror ukraiński objął swym zasięgiem także tereny dystryktu Galicja, zwłaszcza okolice Rawy Ruskiej i Lubaczowa. Ponieważ działały tam oddziały AK, przeprowadziły one, nie czekając na powtórzenie rzezi wołyńskiej, ewakuację Polaków z najbardziej zagrożonych miejsc na Zamojszczyznę, do powiatów Tomaszów i Krasnystaw. Było to w kwietniu 1944 roku. J. Markiewicz
53 Np. pismo władz RGO w Krakowie do Delegatury na Okręg Krakowski, dotyczące nielegalnego uzyskiwania polskich dokumentów przez Ukraińców, członków SS i policji ukraińskiej i posługiwania się nimi w Komitetach PolKO w celu uzyskiwania pomocy, z 9 maja 1944, APKr., DOKr., 17, s. 21; pismo RGO Kraków do Doradcy RGO na Okręg Krakowski, dotyczące prób zaopatrywania się Ukraińców w dokumenty polskie w celu wyłudzania świadczeń w PolKO jako poszkodowani i uniknięcia kar za przestępstwa, z 12 maja 1944, APKr., DOKr., 17, s. 17; Notatka sporządzona dla Delegatów RGO, dotycząca wydawania zaświadczeń dla uchodźców z Małopolski wschodniej, z 9 maja 1944, AAN, 1492, s. 311.
54 „Zeszyty Majdanka”, z. 13, 1991, s. 30-47.
55 Ibidem, s. 34.
56 Ibidem, s. 36.
szacuje w swych pracach liczebność tej grupy uchodźczej na ok. 35 000 osób57. Jednak uchodźcy z dystryktu Galicja przybywali na Lubelszczyznę już w miesiącach poprzednich, tak więc liczba uciekinierów z Małopolski Wschodniej na pewno sięgała lub przekraczała 50 000.
W latach 1943-1944 na obszar dystryktu lubelskiego przybyło ok. 100 000 uchodźców z Wołynia i Małopolski Wschodniej58. Równocześnie bandy ukraińskie rozpoczęły mordowanie ludności polskiej w południowo-wschodniej części Lubelszczyzny. Bojówki UPA przechodziły na lewy brzeg Bugu i wspólnie z miejscową ludnością ukraińską, policją ukraińską i dezerterami z SS Galizien przystąpiły do masowego tępienia Polaków. Do największego nasilenia terroru doszło w powiatach Chełm i Hrubieszów - które Ukraińcy ogłosili terytorium „Wielkiej Ukrainy”. Według danych PolKO Hrubieszów, jedynie w marcu 1944 roku ok. 70% wsi w tym powiecie zostało spalonych, a ludność wymordowana lub rozproszona. Stopniowo wyludnieniu uległy całe gminy. Większość polskich mieszkańców uciekła z obawy przed okrutnymi mordami. Były to dziesiątki tysięcy ludzi. Według szacunków Janiny Kiełboń, liczba uciekinierów z powiatów hrubieszowskiego i zamojskiego wyniosła ok. 82 700 osób. Ludzie ci znajdowali się w tragicznym wręcz położeniu. Straciwszy bliskich i cały dobytek, w panice uciekali najczęściej pieszo, by ratować życie. Niektórzy furmankami starali się zabrać chociaż część dobytku i zapasy żywności, ale ci najczęściej powtórnie byli napadani przez Ukraińców lub tracili wszystko po drodze. Bez pomocy ze strony rodaków czekałaby ich śmierć!
ZAKOŃCZENIE
Badając dokumenty, nietrudno dojść do wniosku, że zjawisko masowych mordów ludności polskiej na Kresach Rzeczypospolitej było jednym z największych nieszczęść w naszych dziejach. Jego rozmiary są porażające. Co najmniej 200 000 ofiar wyjątkowo okrutnie mordowanych i zmarłych na skutek odniesionych ran, zamarznięcia, głodu, chorób i wypędzenia, setki tysięcy wypędzonych ze swych siedzib - i to jeszcze przed wkroczeniem na nasze ziemie Armii Czerwonej!!! Niewątpliwie straty te byłyby jeszcze większe, gdyby nie pomoc rodaków.
Akcja ratowania wypędzonych Polaków ma tysiące bezimiennych bohaterów. Mimo trudów okupacyjnego życia i panującej biedy, nie skąpili oni pomocy. Jeśli nie mogli
57 Ibidem, s. 37.
58 Ibidem.
dać pieniędzy ani żywności - dawali swoją pracę społeczną na rzecz wypędzonych. Stali na mostach, na dworcach, użyczali mieszkań, dzielili się miską strawy, przygarniali sieroty. Ogromna praca organizacyjna wykonana została przez Delegatury PolKO (składające się w ogromnej mierze ze społeczników), które akcję pomocową prowadziły i koordynowały, w wielu wypadkach z narażeniem życia, do ostatniej chwili trwając przy swoich podopiecznych. Czas, by przywrócić pamięć i o samej nierozliczonej do dziś zbrodni, i o ludziach, którzy przysłużyli się tak wspaniale swoim rodakom. Polacy w nieszczęściu potrafili być wielcy, wbrew zwyrodniałemu barbarzyństwu oprawców i fałszywemu świadectwu „naprawiaczy historii”!
Dotychczas żadna ze znanych mi publikacji nie zawierała owych faktów. Historycy nie zauważyli też jakże istotnego wpływu wypędzenia rzesz wiejskiej ludności Kresów (których dorobek życia, w tym gospodarstwa i inwentarz, zostały zniszczone, a rodziny zdziesiątkowane) na przebieg późniejszych negocjacji repatriacyjnych. Jak można mówić o „wolnym wyborze”, skoro już od połowy 1944 roku ludność ta była zmuszona do opuszczenia ziemi ojczystej wbrew swej woli i pod groźbą śmierci - a nawet gdyby mogła, nie miała po zniszczeniu gospodarstw do czego wracać!!! W większości wyjeżdżała za Ziemie Zachodnie z miast i miasteczek, w których koczowała o głodzie, a nie ze swojej zagrody!
To nie tylko planowe, ustalone traktatami przesiedlenie, ale ogromna fala ucieczek wywołana mordami, często istne „marsze śmierci” wepchnęły jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej setki tysięcy Polaków z Kresów na tereny Polski centralnej. To „przeoczenie” badaczy jest z naukowego punktu widzenia niepojęte.
LITERATURA
Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce wschodniej i Wołyniu 1943-1944. Zestawienie ofiar, wybór i oprac. L. Kulińska, A. Roliński, Kraków 2012.
Inwentarz rękopisów Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, t. 13: Rękopisy 16501-16800, oprac. i przygot. Ł. Częścik [et al.], red. W. Sonnak, Wrocław 2000 (tom zawierający rękopisy i kolekcje osobiste dotyczące drugiej wojny światowej).
Kiełboń J., Napływ zza Buga do dystryktu lubelskiego w latach 1943-1944 (ustalenia liczbowe), „Zeszyty Majdanka” 1991.
Kulińska L., Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943-1947, t. 1-2, Kraków 2002-2003.
Partacz Cz., Łada K., Polska wobec ukraińskich dążeń niepodległościowych w czasie II wojny światowej, Toruń 2003.
Popek L., Uchodźcy z Wołynia w latach 1943-1944 w świetle dokumentów przechowywanych w Archiwum Państwowym w Lublinie, „Rocznik Historyczno-Archiwalny”, t. 10, Przemyśl 1995.
Szewczyński J. J., Nasze Kopyczyńce, Malbork 1995.
Współczesne stosunki polsko-ukraińskie: Trudne problemy, trudne rocznice, [w:] Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-2004, oprac. zbiorowe, Warszawa 2004.
Żupański A., Droga do prawdy o wydarzeniach na Wołyniu, Toruń 2005.
Lucyno KULIŃSKA
Pomoc udzielana przez rodaków ofiarom ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu, Polesiu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-1944
STRESZCZENIE
W czasie II wojny światowej doszło do ludobójstwa polskiej ludności cywilnej przez Ukraińców. Ocalałe z rzezi ofiary, liczone w dziesiątki, a potem setki tysięcy, musiały opuścić swe siedziby i udać się na tułaczkę. Byli to ludzie pozbawieni wszystkiego, głodni, ranni, zmaltretowani. Pomocy udzielały im Rada Główna Opiekuńcza i Polski Komitet Opiekuńczy. Ale największą pomoc okazali skrzywdzonym ich rodacy, którzy przygarniali ich pod swój dach, dostarczali pożywienia, organizowali transport i opiekę w bardzo trudnych i głodowych czasach wojennych. To piękna i nieznana karta dziejów naszego narodu. SŁOWA KLUCZOWE: historia Polski, II wojna światowa, ludobójstwo ukraińskie, pomoc ofiarom
Compatriots' help to the victims of the genocide caused by the Ukrainian nationalists in Volyn, Polessia and Ester Malopolska in 1943 and 1944
SUMMARY
During World War II, a genocide of the civil Polish population was carried out by the Ukrainian nationalists. Numerous amount of survivors were forced to flee their homes and to wander elsewhere for a place to live. These people were deprived of everything, and were hungry, wounded and traumatised. They were helped by the Central Welfare Council and Polish Welfare Committee. However, the most valuable and effective help came from their compatriots, who took them in under their own roofs and provided the victims with nourishment, transport and took care of the orphaned during the challenging war conditions. These remarkable generous actions in Poland’s history remains relatively unknown.
KEYWORDS: history of Poland, II World War, genocide by Ukrainian nationalists, help to the victims